niedziela, 16 maja 2010

Karnawał Blogowy #11: Debeściarskie dodatki

Mocny temat wrzucił Darken – mocny, bo pojawi się dużo wpisów, choć jak mniemam obędzie się bez sprzecznych opinii.

Trzy moje ulubione dodatki, prezentujące trzy odrębne ich gatunki.

Pierwszym jest Liczmistrz, jako ilustracja dobrze napisanej, mądrze podzielonej na odcinki przygody. I to przygody dosyć liniowej – co po mistrzowsku zamaskowano.


Przygoda jest skonstruowana za zasadzie – przepraszam za porównanie, ale nic lepszego nie przyszło mi na myśl: pochwa-macica. W pierwszym scenariuszu gracze wędrują wąską ścieżką. W ten sposób dążą niczym plemniki do wrót wielkiej przygody. Raz znalazłszy się na szlaku, nie bardzo mogą zawrócić – tzn. mogą lecz nie chcą. Dążą uparcie do celu. Koniec końców, odpowiednio zmotywowani trafią w okolicę Frugelhoffen. Do macicy, gdzie zagnieżdżą się. Frugelhoffen leży w sporej dolinie, ze wszystkich stron otoczonej górami. Idealna scenografia – gracze nie opuszczą sceny, bo nie pozwoli im na to wieniec gór, lecz doskonale wiedzę, którędy przyszli i że jakby co mogą tą samą drogę wyjść. Świetny trik. Co więcej, w dolinie rozsiane są farmy, niedaleko jest kopalnia – jest co zwiedzać i kogo spotykać: to mikroświat, mikrosetting, mimo że zamknięty, to jednak wewnętrznie otwarty i bogaty. Bombowy trik, który sprawia, że liniowość scenariusza jest niedostrzegalna.

Liczmistrz jest moim zdaniem wzorowym przykładem tego, w jaki sposób można zbudować świetny, emocjonujący scenariusz, w doskonałym przygodowym stylu, posługując się do tego celu liniowym schematem. Umiejętne ukrycie tegoż (konieczne, bo liniowość, to wszak w dzisiejszych czasach śmiertelny grzech każdego MG) za pomocą prostych zabiegów, jest niesłychanie pouczające. Analiza każdego fragmentu tej mini kampanii przynosi ciekawe wnioski. Inna sprawa, że gracze uwielbiają Liczmistrza.

Detroit – przed laty dostałem go od znajomych na urodziny. Oczywiście na długo zanim go kupili, siałem przy każdej nadarzającej się okazji ziarno. Wspominałem, że go chcę, napomykałem w rozmowach o RPG. Nie mieli wyjścia. Dostałem go.

Nie cierpię Klanbooków, za to, że są klanbookami. Lubię za to źródłówki. Detroit bliżej jest tej drugiej kategorii. To dodatek dla MG. To spory opis świata. Tak naprawdę to znacznie więcej. Nazwać go Nationbookiem to pomyłka – de facto mamy bowiem do czynienia z odrębnym settingiem, z grą umiejscowioną we wspólnym uniwersum – pewnie dlatego nie jest wystarczająco doceniony przez fanów. W dodatku dostajemy to co powinno znaleźć się w klasycznym settingu – opisy głównych sił i ich terytoriów, opis mniejszych organizacji i konfliktów, imponującą rozpiskę wszelkich miejsc, w które może zajrzeć gracz. To 264 zajebistego mięcha dla MG, to 264 strony świetnej, miejskiej postapokaliptycznej gry w świecie Neuroshimy. Żaden tam nationbook, ale setting pełną gębą.

Jest jeszcze jeden rodzaj podręczników źródłowych – to te, które nie tyle opisują miejsca i postaci, ale skupiają się na innych bardzo istotnych elementach świata przedstawionego. To w nich opisane są np. procedury i przepisy prawa, ważne zwyczaje, a zatem to wszystko, co wnosi ważny pierwiastek wiedzy, na temat relacji społecznych. Najfajniejsze będą tu dodatki odnoszące się do gier historycznych i tych osadzonych w teraźniejszości czy też bliskiej przyszłości. Z tego pierwszego typu na uwagę zasługuje Lordly Domains napisany na potrzeby Pendragona. Rozszerza on zasady gry o wiele przyjemnych elementów – znajdziemy w nim niebywale prosty i satysfakcjonujący system zarządzania rycerską domeną, wypełniony tabelkami rozmaitych wydarzeń takich jak najazdy czy sądy. Sporo miejsca poświęcono turniejom rycerskim, rodzinie, rozbudowie zamku i sokolnictwu. Dodatek ten świetnie uzupełnia podręcznik podstawowy. Kolejnym tego typu suplementem jest rodzimy Pan Brat, który sprzedaje graczom masę smaczków związanych z życiem szlachty.

Drugi typ odnosi się do czasów współczesnych i świetnym, godnym polecenia dodatkiem będzie tu GURPS COPS, który jak nie trudno się domyślić traktuje o zawodzie gliniarza. Jak to zwykle z rozszerzeniami do tego generyka bywa, i ten łączy w sobie kilka funkcji: jest zarówno klasycznym podręcznikiem źródłowym, do tego settingiem, a na dodatek czymś na kształ klanbooka (czy raczej profesion booka – masa stuffu dla graczy). Cops ma niezłą wartość poznawczą – dowiemy się z niego jakie uprawnienia posiadają amerykańscy stróże prawa, jakie obowiązują ich procedury, na tapecie są też techniki śledcze i podstawowe zagadnienia z zakresu kryminologii i wiktymologii. Jedną z ciekawostek jakie wyczytałem z tego suplementu jest procedura dotycząca nakazu przeszukania domu – myślałem, że znam ją z seriali kryminalnych, lecz okazuje się, że jest ona tam prezentowana w sposób niezgodny z realiami. Otóż policjant, który puka do naszych drzwi wcale nie musi przedstawiać nam świstka z nakazem, wystarczy, że sędzia wyraził słowną zgodę – zatem sceny w stylu: proszę okazać nakaz, można włożyć między bajki. Jak podaje podręcznik, taki tekst, zwykle wkurzy tylko policjanta. Cops zawiera masę tego typu smaczków i wart jest polecenia.
 
Być może napiszę jeszcze ogólny tekst na temat dodatków. Zobaczymy jednak - niczego nie obiecuję.

2 komentarze:

  1. Lordly Domains faktycznie prezentują się zacnie. Z dodatków do Pendragona miałem tylko "Boy King".

    A swoją drogą, chyba masz błąd - piszesz, iż przedstawisz trzy dodatki, a jest ich cztery.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tylko czekałem aż u kogoś w rankingu pojawi się Liczmistrz ;-) Jedna z nielicznych przygód do warhammera, którą czytałem bez zgrzytania zębami :-D

    OdpowiedzUsuń