niedziela, 5 kwietnia 2015

Nowa gra na dzielni! Problem czy możliwości?

Bardzo ciekawą kwestię postawił Enc na swoim blogu. Chciałbym się do niej odnieść. Z grubsza sytuacja wygląda tak: oto w twoim otoczeniu pojawia się nowa gra – nie pierwsza, nie druga, ale któraś kolejna. Nie ważne czy jesteś graczem czy MG. Pojawia się i w jakiś sposób zaczyna ciebie dotyczyć. Jak osobę, która przygotuje sesję, jako osobę, która weźmie w niej udział, a może po prostu kupiłeś lub dostałeś taki podręcznik. Nie, nie jestem tobą, nie będę za ciebie rozstrzygał, bo ani prawa do tego nie mam, ani nie jestem w stanie wejść w twoją skórę.

U mnie najpierw występuje ciekawość, tożsama niemalże ze słomianym zapałem. Rozumiesz, robi się dym i płonie ogień. I tyle czasu mniej więcej daję nowej grze na to (aby mnie zainteresowała) ile czasu płonie sześć snopków siana. Zanim dorzucę solidniejszego paliwa, muszę być pewnym, że nie będę żałował zmarnowanego czasu, że autorzy i producenci gry mniej więcej wiedzieli co robią i że wyszła im gra, która potem nie będzie mnie wnerwiać.

Potem jeszcze muszę pomyśleć o kolegach i koleżankach z którymi przyjdzie mi zagrać. I zastanowić się, czy ich też coś nie będzie wnerwiać.

Trzewik pewnie do dziś ma nad biurkiem zapisaną złotą myśl, którą bardzo wziąłem sobie do serca. Nie wiem skąd ją wytrzasnął (czy to komiks, czy youtube, czy jakiś sensowny poradnik managera - mniejsza). Wiem, że któregoś dnia pojawiła się w biurze. Brzmiało to mniej więcej tak, żebyś jako szef od podwładnego wymagał tylko jednej rzeczy, tego żeby cię ten podwładny nie wnerwiał. Celność tej myśli można przełożyć na życiową praktykę w innych rejonach. Ja odnoszę ją często do szeroko pojętej rozrywki. Także do RPG. A wprost: od gry fabularnej wymagam tylko tego, żeby mnie nie wnerwiała. Tylko tyle i aż tyle. Lubię się z grą czuć komfortowo, bo to gra jest dla mnie a nie ja dla niej.

Lista gier, które mnie nie wnerwiają zależy od tego jaką rolę na sesji mam przyjąć. Jeśli będzie to rola MG to aktualnie są na niej tylko trzy pozycje, jeśli rola gracza to listę znacznie się wydłuża i zależeć też będzie od MG z którym miałbym grać. Tę pierwszą listę mogę zdradzić: Warhammer, Sword and Wizardry White Box PL oraz In Spectres. To są moje pewniaki. Ta druga na pewno zawiera takie pozycje takie jak Pendragon, 7th Sea, Talislantę, Cyberpukna 2020, Dzikie Pola, Zew Cthulhu i wiele innych, ale jak wspomniałem czasem dany tytuł wylatuje w kontekście konkretnego mistrza gry.

Znam wiele gier, przebrnąłem przez kilkadziesiąt podręczników i pewnie jeszcze kilka może kilkanaście przede mną. Może się jeszcze coś znajdzie, co wskoczy na którąś z list. Nie wiem. Wiem, że nowa gra to problem, bo trzeba się z nią zapoznać, trzeba się przez nią przegryźć, trzeba potem ją sprzedać jakoś własnej ekipie. Jak widać preferuję proste mechaniki, które łatwo wyjaśnić graczom WH, S&W czy InSpectres są tak trudne jak smarowanie bułki masłem. Trzeba tę bułkę potem jeszcze czymś obłoży i niech to będzie plasterek sera, plasterek salami oraz ogórek z pomidorem. Tyle mi wystarczy – rachu, ciachu i po strachu. Bez zawiłości, bez dziwactw – smaczne bo znane, znane bo smaczne.

Naszło mnie jakiś czas temu, aby poprowadzić świetną skądinąd grę Traveller. Mechanika prosta, podręcznik nie jest opasły, zresztą nie trzeba go czytać w całości. Fajne patenty, łatwość kreacji świata. Nie udało się. Straciłem kilkanaście godzin przygotowań, bo moi gracze nie chcieli poznawać kolejnej mechaniki. Na nic jej wytłuszczenie. Dla mnie gra była spoko, coś mnie irytowało w niej, ale jeszcze nie wnerwiało. Dla graczy nowa mechanika była nie do przeskoczenia, a świata nie znali – wiedzieli tylko tyle, że ma być pulpowo. Nie siadło, nie sprzedałem im tego jak należy. A ich sama myśl o tym, że mają poznać kolejną grę na kilka sesji wnerwiła.

Jakiś miesiąc temu, po tym jak rozegrałem z kolegą partię w Ostrołękę, napaliłem się na Monastyr. Zapaliłem znów te snopki – wziąłem podręcznik do łapy. Wiedziała co chcę poprowadzić,w jakim klimacie. I potem przypomniałem sobie tę, przepraszam za mój francuski, jebniętą mechanikę. I wszystko wzięło w łeb.

W grach wnerwiają mnie różne rzeczy. Mechanika może być niepotrzebnie przekombinowana, skomplikowana, spuchnięta, wewnętrznie sprzeczna czy po prostu popsuta. Świat może być zbyt obcy, nietrzymający się kupy, nielogiczny albo nawet zbyt głęboki lub za płytki, coś wymuszający, ograniczający twórczo. Oczywiście w moim odczuciu. Często nawet jeśli są to rzeczy, które mógłbym naprawić lub ukryć z łatwością przed graczami, sama świadomość ich obecności powoduje, że gra traci w moich oczach, frustruje i najzwyczajniej wnerwia.


Ponieważ lista gier, które mnie wnerwiają zawiera 3 pozycje, co stanowi ułamek gier, które prowadziłem, dlatego też na wieść o nowej grze w moim otoczeniu nieco się irytuję, bo szansa na to, że powiększy listę jest jak widać statystycznie niewielka. Nowa gra to nowy kłopot. Kłopot proporcjonalnie wielki do objętości podręcznika, skomplikowania mechaniki, złożoności świata itp. itd...

1 komentarz:

  1. Znam ten ból. Pamiętam jak kiedyś przyszedłem na sesję z listą gier, które chciałbym poprowadzić. Do każdej z nich próbowałem przekonać graczy bo byłem tymi grami mocno zaintrygowany i chciałem spróbować. Było tam na liście kilka retroklonów, jakiś Sword&Wizardry, Traveller, Diaspora, Talislanta... Warhammer... Nic nie przeszło. Graczom nie chciało ogarniać się nowych mechanik. Generalnie jakbym się nie gimnastykował i jak nie zachwalał zawsze odpowiedź brzmiała mniej więcej: "ale po co X skoro jest D&D3,5"
    W niektóre z tych pozycji udało mi się zagrać później z inną ekipą. Do innych przeczytałem podręcznik i mnie - jak piszesz - wnerwiły. Choćby Talislanta - z perspektywy MG to jest taka gra o wszystkim i o niczym. Nie wiadomo jak to prowadzić. W tym świecie nie ma nic ciekawego, albo inaczej - każde miejsce jest tak zarąbiście ciekawe i do tego identycznie ciekawe jak wszystkie miejsca na świecie, że po prostu człowiek się gubi i w efekcie nic nie przykuwa jego uwagi na dłużej.

    OdpowiedzUsuń